Sprawdź, z jakich narzędzi SEO korzystałem lub nadal korzystam i mogę je polecić. W swoistym stacku technologicznym, jaki tu opisuję, znajdują się nie tylko aplikacje oraz usługi związane bezpośrednio z pozycjonowaniem, ale również multum narzędzi wspierających moją pracę w roli seowca.
Warto pamiętać też, że należę do wymierającego grona generalistów i nie mam jednej wąskiej specjalizacji. Dodatkowo prowadzę bloga o SEO i MałySEO Newsletter, a także zajmuję się researchem w tym obszarze. Wszystko to sprawia, że mój narzędziownik jest straszliwie chaotyczny. W przypadku bardziej wyspecjalizowanych oraz poukładanych seowczyń i seowców z pewnością nie wygląda to tak przytłaczająco.
Przy okazji zamieściłem kilka linków afiliacyjnych, więc jeżeli będziecie nabywali dostęp do tych narzędzi lub usług, będę wdzięczny za uczynienie tego właśnie za ich pośrednictwem.
Wielofunkcyjne narzędzia SEO
Większość znanych mi specjalistek i specjalistów SEO jest w podejściu do dużych narzędzi mocno elastyczna. Umiemy dobrze wykorzystać wszystko, co wpadnie w nasze łapki, bo zazwyczaj uzależnieni jesteśmy pod tym względem od projektu lub pracodawcy. Sam preferuję korzystanie z trzech narzędzi:
-
- Ahrefs — korzystam z niego najdłużej, a co za tym idzie, poruszam się po interfejsie Ahrefsa najsprawniej. Oprócz tego, że jest to jedyne sensowne narzędzie do jakichkolwiek analiz związanych z linkowaniem wewnętrznym, to bardzo cenię sobie multum opcji Site Explorera. Jeżeli mam dokonać szybkiego audytu konkurencji lub zebrać słowa kluczowe i pomysły na poruszane w artykule czy na podstronie tematy, zazwyczaj korzystam właśnie z niej.
-
- Semstorm — jeżeli w całym moim stacku miałbym wskazać jedno najbardziej niedoceniane przez specjalistki i specjalistów SEO narzędzie, zdecydowanie byłby to Semstorm. Nawet nie chodzi tu o funkcjonalności (dość standardowe jak na usługę tego typu, zarówno pod względem wachlarza opcji, jak i ich jakość), ale o absolutnie przemiodną przejrzystość prezentowania danych. Jak logujesz się po raz pierwszy, to myślisz, że wszystko to jest strasznie kanciaste i wygląda jak wyciągnięte z ery Windowsa XP. A potem za każdym razem jak logujesz się do innych narzędzi i musisz szybko spojrzeć na jakieś dane, to masz przeświadczenie, że fajnie by było, gdyby prezentowali je tak jak Semstorm.
Jakbym miał płacić za duże narzędzie do SEO z własnej kieszeni, wybrałbym właśnie Semstorma. Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji z niego korzystać, a chcielibyście to zrobić, będę wdzięczny, jeżeli na stronę narzędzia przejdziecie z mojego linka afiliacyjnego.
- Semstorm — jeżeli w całym moim stacku miałbym wskazać jedno najbardziej niedoceniane przez specjalistki i specjalistów SEO narzędzie, zdecydowanie byłby to Semstorm. Nawet nie chodzi tu o funkcjonalności (dość standardowe jak na usługę tego typu, zarówno pod względem wachlarza opcji, jak i ich jakość), ale o absolutnie przemiodną przejrzystość prezentowania danych. Jak logujesz się po raz pierwszy, to myślisz, że wszystko to jest strasznie kanciaste i wygląda jak wyciągnięte z ery Windowsa XP. A potem za każdym razem jak logujesz się do innych narzędzi i musisz szybko spojrzeć na jakieś dane, to masz przeświadczenie, że fajnie by było, gdyby prezentowali je tak jak Semstorm.
-
- Senuto — to z kolei jest narzędzie, które stanowi dla mnie pewien wyrzut sumienia. Mam wrażenie, że absolutnie nie wykorzystuję jego możliwości i powinienem wyeksplorować je do cna. Pewnego dnia to zrobię i jestem przekonany, że wówczas zaglądanie do Senuto nie będzie dla mnie przykrą koniecznością, lecz opcją na znaczące podniesienie jakości swoich działań. A mam do takiego myślenia solidne podstawy, bo mocno przydaje mi się w Senuto współczynnik sezonowości fraz, a z równie sporym zainteresowaniem eksploruję API tego narzędzia i odkrywam dzięki niemu możliwość automatyzacji kolejnych i kolejnych mikroprocesów.
Podobnie jak wyżej, i tutaj będę wdzięczny za skorzystanie z mojego linka afiliacyjnego w przypadku składania zamówień.
- Senuto — to z kolei jest narzędzie, które stanowi dla mnie pewien wyrzut sumienia. Mam wrażenie, że absolutnie nie wykorzystuję jego możliwości i powinienem wyeksplorować je do cna. Pewnego dnia to zrobię i jestem przekonany, że wówczas zaglądanie do Senuto nie będzie dla mnie przykrą koniecznością, lecz opcją na znaczące podniesienie jakości swoich działań. A mam do takiego myślenia solidne podstawy, bo mocno przydaje mi się w Senuto współczynnik sezonowości fraz, a z równie sporym zainteresowaniem eksploruję API tego narzędzia i odkrywam dzięki niemu możliwość automatyzacji kolejnych i kolejnych mikroprocesów.
Narzędzia do technical SEO
Jeżeli chodzi o narzędzia wspomagające techniczne SEO, które nie należą jednocześnie do zestawu usług Google’a, to król może być w tym przypadku tylko jeden. Mimo iż z roku na rok pojawiają się kolejne chmurowe crawlery, to podobnie jak miażdżąca większość znanych mi seowczyń i seowców najbardziej lubię odpalić sobie przegląd strony na desktopowym Screaming Frogu.
Core tego narzędzia pozostaje niezmienny od lat i jest to crawlowanie serwisu, dające całą masę informacji niezbędnych w przypadku audytów i innych przeglądów technicznych. Choć na dobrą sprawę człowiek mógłby sobie poradzić ze zdecydowaną większością zadań SEO przy użyciu GSC, przeglądu SERP-ów i chłopskiego rozumu, bez tych wszystkich kombajnów do sprawdzania pozycji konkurencji i słów kluczowych, to crawl Screaming Frogiem na pewnym etapie wjechać musi.
Strasznie fajnie obserwuje się też rozwój narzędzia o kolejne przydatne funkcjonalności. Fakt, duża część z nich balansuje niekiedy na granicy bezużyteczności, ale tegoroczne połączenie crawla ze skryptami JS było mistrzostwem świata.
Dodatkowo w kontekście działań technicznych nie wypadałoby zapomnieć o narzędziach do logów serwerowych. Najwięcej mam do czynienia z Graylogiem, przelotny kontakt nawiązałem również z dashboardami logów w Kibanie oraz Metabase (to ostatnie super sprawdza się też przy analizie eksportów GSC przez BigQuery), jednak koniec końców najfajniej, jak da się to wyeksportować z tych mniej lub bardziej nieczytelnych narzędzi do Excela.
Narzędzia i usługi Google'a
Chyba najdłuższą listę narzędzi, z których korzystam, dostarcza mi sam Google. Oprócz Gmaila oraz całego środowiska Google Drive, a także niezwykle oczywistego i całkiem przyjemnego Google Search Console oraz absolutnie potwornego i siermiężnego Google Analytics 4, na przestrzeni tego roku do mojego narzędziownika dołączyły jeszcze dwa absolutnie fantastyczne dodatki.
Pierwszym z nich jest oczywiście Google Colab. Jestem tak absolutnie oczarowany możliwościami, które daje odpalanie kodu Pythona generowanego albo natywnie w Colabie przez Gemini, albo zewnętrznie przez ChatGPT (znacznie lepsza opcja), że nie pamiętam już dnia, w którym nie odpaliłbym se czegoś w Colabie. Daję słowo, jak tylko kupię mikrofon
Drugim z nich jest Google Cloud z całym fantastycznym zapleczem API. O tych, z których korzystam najczęściej, pisałem nieco szerzej na blogu:
Co istotne, przez cały rok nowi użytkownicy Google Cloud mogą skorzystać z 300 dolarów na wypróbowywanie usług. Super opcja, dzięki której przeanalizowałem mnóstwo treści przy użyciu Natural Language API.
Narzędzia contentowe
Z całej gamy narzędzi contentowych, które mają pomagać w pisaniu (nie licząc oczywiście inspiracji oraz generowanych treści zapewnianych przez LLM-y) szanuję tylko Contadu. Nie jest to jednak wynik jakichś konkretnych jakościowych przewag nad konkurencją, lecz zwyczajnie kwestia przyzwyczajenia. Po prostu przez lata przy znacznie większej liczbie projektów, w których uczestniczyłem najpierw jako copywriter, a potem jako specjalista SEO, miałem go do dyspozycji nieporównywalnie częściej niż Surfer SEO. Choć oczywiście pod względem funkcjonalności nie widzę pomiędzy nimi większej różnicy.
Jeżeli chodzi o content tworzony przy użyciu AI, to przez wiele miesięcy przed pojawieniem się ChataGPT używałem Jasper i byłem z niego całkiem zadowolony, ale produkt od OpenAI oraz późniejszy zachwyt dostępem do API uczyniły w moim przypadku jakiekolwiek inne narzędzia zwyczajnie niepotrzebnymi.
Jeżeli pójdziecie w to pierwsze narzędzie (nota bene popularne w Polsce głównie przez niższą cenę), podrzucam mój link afiliacyjny.
Usługi AI
Chociaż regularnie wypróbowuję najróżnistsze chatboty, jeszcze żaden w najdrobniejszym stopniu nie przekonał mnie do anulowania subskrypcji ChataGPT. Powód jest prosty i zapewne domyślacie się, co stoi za tym wyborem. Idea “lepsze stare zło niż nowe dobro” tkwi we mnie zbyt głęboko, abym przekonał się do jakiegokolwiek innego narzędzia, jeżeli nie zaoferuje czegoś naprawdę wybitnego. A jeszcze na coś naprawdę wybitnego w swoich poszukiwaniach nie natrafiłem.
Poza tym oczywiście wjeżdża cała paleta generatywnej sztucznej inteligencji dostępnej przez API. Co, czemu i jak pisałem jakiś czas temu na blogu i w sumie nic się od tamtej pory nie zmieniło:
-
- Anthropic (Claude) API — najlepsze do treści jakościowych. Ale też najdroższe.
-
- OpenAI API — najlepsze do treści standardowo-wodolejskich. Tańsze, choć niedużo.
-
- Google Gemini — preferowane przeze mnie do wszelkiego rodzaju etykietowań i podsumowań. Bo najtańsze.
Zapytacie zapewne, co z moim workflow. Ano stan obecny jest taki, że po co mam płacić czterokrotnie więcej (przynajmniej tak wyszło mi z wystarczająco obszernych testów przy użyciu modelu gpt-4o) za treść tworzoną za pośrednictwem Make, skoro to samo mogę uzyskać w Google Colab przy pomocy skryptów w Pythonie.
Powyższy akapit może stracić jednak na aktualności bardzo szybko. Zainspirowany ostatnim odcinkiem podcastu Dawida Medwediuka mam zamiar przysiąść niedługo do open source’owej wersji N8N i przewiduję, że moje podejście nieco się zmieni.
Na samym końcu na honorową wzmiankę zasługuje jeszcze Consensus wspierany przez Research Gate. Jako że w przypadku własnych badań naukowych (a zdarza mi się takowe prowadzić) lub potrzeby podparcia się sensownymi danymi jestem klasycznym francuskim pieskiem, w grę nie wchodzą żadne półśrodki. Research przy użyciu Consensusa i jedyne etycznie dopuszczalne pozyskiwanie prac naukowych robią zaś robotę.
Usługi linkbuildingowe
Kiedyś kupowałem linki jak zwierzę.
Wchodziłem na którąś z platform łączących seowczynie i seowców z wydawcami. Przeklikiwałem się przez tysiące ekranów z informacjami na temat charakteru oferowanych publikacji, wytężając wzrok w poszukiwaniu haczyków. Zamówienie każdego pojedynczego linku wymagało wypełniania miliona pól w systemowych formularzach.
A kiedy już złożyłem zamówienie i otrzymywałem proponowane przez anonimowych copy treści artykułów sponsorowanych, zastanawiałem się tylko, czy będę musiał wskazywać punkt po punkcie niedopasowanie do briefu i charakteru linkowanej podstrony, czy może poziom dostarczonych tekstów będzie na tyle niski, że zmuszony zostanę do proszenia w bezosobowych formularzach obsługi klienta customer success o interwencję.
Te problemy są dla mnie przeszłością, bo teraz — czyli w sumie od kilkunastu miesięcy — prowadzę działania linkbuildingowe jak człowiek. Korzystam z usług Trust Luna.
Dostaję elegancką i prostą listę portali, która zawiera wyłącznie informacje istotne z mojej perspektywy. Zamówienie składam poprzez skopiowanie informacji, które i tak mam w wewnętrznych arkuszach, bez konieczności żmudnego przeklikiwania kolejnych portali oraz przeklejania linków, anchorów oraz innych parametrów do miliona pól w aplikacji.
Co do treści nie będę wysilał się na szerszy komentarz, w miażdzącej większości kwituję je lapidarnym “git”, bo i nie mam się do czego przyczepić. A jeżeli występują jakiekolwiek inne problemy, chociażby związane z wydawcą, to dostaję błyskawiczną informację od opiekuna moich projektów z satysfakcjonującą propozycją rozwiązania.
No i w ten sposób kupuję linki, oczywiście o ile nie piszę bezpośrednio do blogerek lub blogerów albo wydawnictw. Chociaż w tym drugim przypadku często ma to mocno średni sens, bo ceny podawane przez nich w takim przypadku bywają większe niż te na platformach. Nie wiem, czemu tak się dzieje pomimo platformiarskiej prowizji, no ale tak bywa.
Wtyczki do WordPressa
Trochę bałem się polecać wtyczki do WordPressa, ponieważ z każdym kolejnym doniesieniem o lukach wykorzystywanych przez hakerów mam do nich coraz mniej zaufania. Potem przypomniałem sobie jednak, że nie takie rzeczy ludzie promują, więc jakby ktoś potem pytał — co złego, to nie z mojej winy.
A tak bardziej na poważnie, to zwyczajnie nie jestem deweloperem, sam działam przy swoich różnych projektach hobbystycznie, a usługowo stawiam strony w WordPressie lub wprowadzam w nich poprawki tylko wtedy, gdy zaistnieje taka potrzeba i nie ma absolutnie innej opcji, żeby zrobił to ktokolwiek inny (co zazwyczaj wynika z koniunkcji budżetu, zaufania i wygody). Cały ten przydługi wywód ma zaś na celu wskazanie, że zestaw polecanych przeze mnie wtyczek ma szansę być całkowicie nieoptymalny.
Należą zaś do nich:
-
- Really Simple CSV Importer
-
- Yoast SEO
-
- Advanced Custom Fields
-
- Link Whisper
-
- WPML
-
- Password Protected
Wtyczki do Chrome'a
Kiedyś nie za bardzo z nich korzystałem, dziś nie wyobrażam sobie bez wtyczek do Chrome'a zawodowej codzienności. Które zostawiłem podczas ostatnich porządków i nie zamierzam z nich rezygnować?
-
- Ahrefs SEO Toolbar: Rozszerzenie pokazujące metryki SEO i ułatwiające analizę linków oraz on-page na stronach internetowych.
-
- Clear Cache: Szybko usuwa pamięć podręczną przeglądarki bez konieczności restartowania.
-
- Robots Exclusion Checker: Sprawdza, czy dana strona jest blokowana przez pliki robots.txt i tagi meta robots.
-
- Language Tool: Narzędzie do sprawdzania gramatyki, pisowni i stylu w wielu językach.
-
- Open in Google Search Console: Otwiera bieżącą stronę bezpośrednio w Google Search Console do szybkiej analizy.
-
- Glimpse – Google Trends Supercharged: Rozszerza możliwości Google Trends, oferując dokładniejsze dane i analizy trendów.
-
- BlockSite: Blokuje dostęp do wybranych stron internetowych, pomagając w zarządzaniu czasem i produktywnością.
-
- Redirect Path: Analizuje przekierowania HTTP i wyświetla szczegóły ścieżek przekierowań strony.
-
- View Rendered Source: Pozwala na podgląd źródła strony po renderowaniu, uwzględniając zmiany dynamiczne.
-
- Wappalyzer — Technology profiler: Identyfikuje technologie używane na stronach internetowych, takie jak frameworki i narzędzia analityczne.
-
- Link Highlighter: Podświetla linki wewnętrzne i zewnętrzne na stronach internetowych, ułatwiając analizę struktury linkowania.
Oczywiście z żadnej z nich oprócz Language Toola nie korzystam nieprzerwanie i każdego dnia — to w większości zestaw ikonek, które po kliknięciu dostarczają mi istotnych informacji czy funkcji w momencie, gdy akurat zajdzie taka potrzeba. A, no i najważniejsze, większość z nich ma najuczciwszą cenę pod słońcem. Wszystkie oprócz Glimpse’a są darmowe, a jako że z Google Trends nie korzystam turboczęsto, to w przypadku tego pluginu wystarcza mi dziesięć darmowych zapytań miesięcznie.
Hostingi i domeny
Moją polecajkę w tym zakresie traktujcie z jak największą ostrożnością, bowiem na przeróżnych zawiłościach hostingowych absolutnie się nie znam i nie mam na ich temat większego pojęcia. Natomiast że stronki zdarza mi się stawiać, i to nie tylko sobie, no to muszę skądś brać hostingi i domeny. Ze wszystkich usług, z których korzystałem na przestrzeni ostatniej dekady, zostałem ostatecznie przy AfterMarket.
Czemuż to zostałem właśnie przy AM? Bo ani nie podnoszą z zaskoczenia cen, ani nie robią żadnych cyrków w przypadku problemów, stronki się nie wysypują po kilka razy na tydzień, a i obsługa klienta jest w stanie odpowiedzieć na pytania i zażalenia bez typowego “u mnie działa, dej mnie pan spokój”.
Dlatego też ostrożnie polecam. A ostrożnie, bo zdaję sobie sprawę, że ludzie znający się lepiej na temacie mają zawsze milion technicznych zastrzeżeń i jak nie masz swojego serwera zasilanego energią atomową, zabezpieczonego bunkrem odpornym na Iskandery i chłodzonego wodą oceaniczną, to z czym do ludzi. No a że się nie znam, to nawet nie jestem w stanie zweryfikować ich claimów.
I tutaj zachęcam do skorzystania z mojego linku afiliacyjnego.
Dodatkowo z zakresu hostingów i domen, to ostatnio wpadła mi w ręce (dzięki Rafał!) fantastyczna darmowa usługa do monitorowania stanu strony: UptimeRobot. Jako że cały czas pokazuje mi wszystko na zielono, to jestem oczywiście zadowolony. A jako że jestem zadowolony, to podrzucam link afiliacyjny dla osób, które chcą wykupić subskrypcję w celu monitorowania większej liczby domen. Ja zrobić tego nie planuję, nie wiem też, czy warto zachęcać do zapłacenia za dodatkowe funkcjonalności, ale możliwość macie.
Organizacja pracy i produktywność
Jeżeli chodzi o organizację pracy czy wspieranie produktywności, jestem osobą wybitnie nienarzędziową. Żółte karteczki samoprzylepne są jedynym, czego mi potrzeba w tym zakresie do szczęścia. W obszarze zawodowym miałem do czynienia z mnóstwem różnych redmajno-dżiro-mandejo-klikapów i darzę je wszystkie równie szczerą nienawiścią. Rozumiem ich sens, rozumiem potrzebę wdrażania tego typu rozwiązań, ale żadnym sposobem nie dam się sterroryzować do wykazania wobec nich choćby krztyny ciepłych uczuć.
Jest jednak jedno wielkie ALE. Owym ALE jest istnienie Trello, które bardzo lubię, bo ma dla mnie ten vibe żółtych karteczek, a którego to vibe’u nie udało się przemycić do innych kanbanowych rozwiązań. Co więcej, oswoiłem się z nim na tyle, że zdarza mi się w przypadku jakiegoś huragalnego naporu zobowiązań i obowiązków używać Trello w życiu prywatnym.
Nie spotkałem się z przypadkiem, aby narzędzie to używane było w odsłonie innej niż darmowa, natomiast w przypadku zespołów powyżej 10 osób wymagane jest wykupienie wersji premium.
Edukacja
Standardowe formy edukacji są w moim przypadku wybitnie nieefektywne. Szkolenia i kursy, podobnie jak wszelkie inne usystematyzowane i uporządkowane źródła wiedzy, wywołują u mnie odruch wymiotny. Konieczność skupienia się na dłużej niż kilka minut na czymś, co w danej chwili mnie nie fascynuje i nie pozwala na błyskawiczne robienie rzeczy, to prosta droga do odrzucenia nawet najbardziej obiecującej perspektywy.
Wszystkie te zastrzeżenia nie oznaczają automatycznie, iż nie nabywam nowych kompetencji ani nie zdobywam nowej wiedzy. Jest wręcz przeciwnie, tyle że cały proces musi być odpowiednio chaotyczny i pozwalający na kreatywne dojście do własnych wniosków oraz rozwiązań. Z tego względu dużo czasu poświęcam na czytanie oraz słuchanie o tym, jak ludzie rozwiązują problemy i z jakich narzędzi korzystają. A gdzie to robię? Są filmiki na YouTube, są najprzeróżniejsze podcasty (w sumie zrobię niedługo podsumowanie najbardziej wartościowych), są miliony artykułów. Tyle mi wystarcza.
Polecam ten styl zdobywania wiedzy i umiejętności wszystkim osobom, którym kilkanaście lat uczestniczenia w systemie edukacyjnym nie zniszczyło zdolności do chłonięcia nauki w stylu eksperymentalnym. Może nie pochwalicie się pracodawcy czy sieci kontaktów na Linkedinie trzecią podyplomówką czy piętnastym certyfikatem ze szkolenia, ale za to będziecie bogatsi w wiedzę i umiejętności.